Tego, co działo się w sobotni, satyrykonowy wieczór na deskach Teatru im. Modrzejewskiej, słowami opisać się nie da. No bo jak można opisać to, co wyprawiała na scenie czwórka znakomitych artystów tak zabawnie, że wywołała masowy atak płaczu ze śmiechu?! No nie da się!
Jedno jest pewne: Artur Andrus i pani Maria Czubaszek to zdecydowanie najlepsze "Antydepresanty", jakie kiedykolwiek widział świat! "Łykane" w dodatku z piękną dawką cudnego liryzmu Magdy Umer i uzdrawiającą dawką żywiołowości Hanny Śleszyńskiej, były najlepszym eliksirem!
Ten wieczór był wyjątkowy z wyjątkowych. Kto nie był, niech szczerze żałuje. A ci, którzy byli, długo pewnie będą pamiętać, że "turkish is easy", czyli lekcję... tureckiego z Justinem Bieberem polskich sanatoriów, jak powiedział o sobie Artur Andrus.
Z pamięci szybko nie zniknie także szanta... narciarza. Ani piosenka o mailu i ruszaniu myszką w wykonaniu Magdy Umer i Artura Andrusa, w czasie której nawet wykonujący ją artyści mieli problemy z utrzymaniem powagi, więc co dopiero publiczność!
Całości dopełniło genialne "nietrzymanie tematu" przez panią Marię Czubaszek, która jest naprawdę ładna, tylko tego po niej nie widać... No i jeszcze na dokładkę Bee Gees i San Remo Hanny Śleszyńskiej, która zachwyciła głosem, figurą, energią i - oczywiście - humorem.
Choć rechotaliśmy jak wariaci przez dwie bite godziny - z przerwą na wzruszenia dzięki Magdzie Umer - serca wołają, i dusze też wołają, że chciałyby jeszcze!
Ale takie rzeczy to tylko na Satyrykonie, więc trzeba czekać kolejny rok. Niestety!