Kto nie był na ostatnim koncercie z cyklu "Legnica Blues Day", ten ma czego żałować! Potężna porcja solidnego bluesa, blues rocka a nawet odrobina country i swingu zachwyciła obecnych. Koncert rozpoczęli Szulerzy z Inowrocławia. Zespół działa już od 15 lat, nagrał bodaj sześć płyt i dla mnie stanowił miłą niespodziankę. Przyznam, że przed ich pojawieniem się na scenie klubu nie spodziewałem się niczego szczególnego, a okazało się, że czekało mnie miłe zaskoczenie. Doskonała wokalistka, znakomici muzycy (gitara, bas, harmonijka ustna, perkusja), własne (dobre) kompozycje i jedna, ale za to dobra i zaskakująca kompozycja obca.
Szulerzy określają swą muzykę jako blues and roll. Nazwa równie dobra jak każda inna ale przyznać trzeba, że Szulerzy mają własny styl. Dużo bluesa, soulowa ballada, nieco swingu, nawet coś w stylu country i to wszystko tworzy zwartą, przekonywującą całość. Jedyna kompozycja obca to "Folsom Prison Blues" Johnny Cash′a ze słynnym zdaniem "Zastrzeliłem człowieka w Reno tylko po to, by zobaczyć jak umiera". Był to jedyny utwór wykonywany nie przez sympatyczną i utalentowaną wokalistkę Natalię Kaczmarczyk lecz przez harmonijkarza Dominika Abłamowicza. Natalia podbiła natomiast moje serce gdy zadedykowała jedną z piosenek pamięci Otisa Reddinga.
Zespół, prócz Natalii i Dominika tworzą jego założyciele bracia Marcin (gitara) i Miłosz (perkusja) Szulkowscy oraz znakomity i gitarzysta basowy, i kontrabasista Marek Wikarski. Dodam jeszcze, że przy muzyce Szulerów publiczność zaczęła tańczyć. Mam nadzieję, że Szulerzy jeszcze kiedyś odwiedzą Legnicę.
Tańcząca publiczność gorąco przywitała kanadyjskiego gitarzystę i wokalistę Wolf′a Mail′a. Gwieździe towarzyszyła znakomita, dobrze już w Legnicy znana sekcja rytmiczna: Łukasz Gorczyca (gitara basowa) i Tomek Dominik (perkusja). O ile Szulerom zdarzyło się "zaliczyć" klimaty bluesa lat 50-tych, to Wolf Mail zdecydowanie preferuje brzmienie, jakie stworzyli na przełomie lat 60/70 Jimi Hendrix, Buddy Guy, Peter Green, Eric Clapton czy Johnny Winter a w czasach bardziej współczesnych Gary Moore i Stevie Ray Vaughan, brzmienie, które z powodzeniem kontynuuje i rozwija Joe Bonamassa.
Wolf Mail nie zawiódł i jako gitarzysta, i jako wokalista. Umiejętnie przeplatał ostre, dynamiczne utwory z wolnymi, przyprawiał ostrego elektrycznego bluesa odrobiną funky, wreszcie bardzo umiejętnie dobrał repertuar. Dla mnie najjaśniejsze punkty jego koncertu to kompozycja Elmore Jamesa "The Sky Is Crying", słynny wolny blues Little Willie Johna "Need Your Love So Bad", utwór w naszym kraju znany z repertuaru Fleetwood Mac (w tych dawnych, dobrych czasach gdy jeszcze byli kapelą bluesową), instrumentalny numer Freddie Kinga "Hide Away". Do tego
dwa numery finałowe czyli "oficjalny", "What I′d Say" Ray′a Charles′a oraz pięknie zagrany na bis "Hey Joe" z wplecionym umiejętnie fragmentem "Little Wing". To był znakomity, bardzo udany wieczór.