- To jedna z najważniejszych nagród dla satyryków, jakie istnieją. Satyrykon jest bowiem jednym z najlepszych konkursów satyrycznych na świecie. Dlatego ta nagroda jest dla mnie zaszczytem - powiedział Gerhard Gepp z Austrii, laureat Grand Prix tegorocznego Satyrykonu.
Jego rysunek "Closed" pokonał ponad 2 i pół tysiąca prac, które wpłynęły na tegoroczny konkurs Satyrykonu od ponad 700 autorów, z aż 58 krajów świata! Praca przedstawia dziecięcy wózek, szczelnie zabity deskami. Czy symbolizuje życie, o którym od początku wiadomo, że się zakończy, czy coś zupełnie innego? - Do tego właśnie dążę, aby każdy interpretował moje prace według własnych odczuć - uśmiechał się autor.
W piątkowe popołudnie, w Rynku przy Filipie, Gerhard Depp oraz pozostali laureaci Satyrykonu odebrali nagrody. Radosną ceremonię poprowadził aktor Przemek Bluszcz, pochodzący z Legnicy. Po ceremonii odsłonięto tablicę poświęconą pamięci Andrzeja Czeczota - znanego autora rysunków satyrycznych, uznawanego za jednego z najważniejszych autorów rysunków prasowych.
Następnie goście Satyrykonu z całego świata i legniczanie przeszli do Muzeum Miedzi, gdzie obejrzeli pokonkursową wystawę tegorocznego Satyrykonu.
Wyjątkowym gościem był - tradycyjnie już - Robert Szecówka, który wraz z Andrzejem Tomiałojciem powołał w 1977 r. Satyrykon do życia. Obecnie pan Robert ma ponad 80 lat, mieszka głównie w Niemczech, ale niemal każdego roku przyjeżdża do Legnicy na Satyrykon. - Najchętniej skakałbym z radości, że Satyrykon trwa i w dodatku tak pięknie się rozwija! Skakać jednak nie mogę, bo niedawno złamałem nogę, ale jestem naprawdę szczęśliwy gdy patrzę na Satyrykon - uśmiechał się Robert Szecówka.
Satyrykonowe emocje skutecznie rozbudziła w piątek także wystawa Tomasza Brody, która została otwarta w Galerii Ring w Rynku. Tę wystawę po prostu trzeba zobaczyć! Tomasz Broda, znany m.in. z telewizyjnych programów autor twarzy znanych ludzi, które wykonuje z przedmiotów codziennego użytku, przywiózł do Legnicy kapitalną wystawę "Od Rubęsa do Pikasa". Możemy zobaczyć na niej np. Fridę Kalo, stworzoną z klapek - crocsów, gąbek, guzików i kabla od telefonu. Czy obrazy Picassa, zrobione z dziecięcych grabek do piaskownicy, zakrętek do słoików i deski do chleba.
- Już się przyzwyczaiłam, że sięgam rano po rajstopy, a tych... nie ma. Albo do tego, że wszystkie rękawiczki w naszym domu są pojedyncze. Wiadomo: są w pracowni męża - śmiała się Magda Piekarska, żona Tomasza Brody. - Na szczęście Tomek zazwyczaj mówi, co zabiera. Kiedyś zbudował wrocławską Halę Stulecia z kompletu naszych garnków, swoje najlepsze kalosze zużył do jednej z prac, które można oglądać w Legnicy. Widzę na tej wystawie także czapkę naszej córki, domowe poduszki i stare prześcieradła - uśmiechała się pani Magda, dostrzegając fragmenty domowej pościeli na... cyklu prac przedstawiających Marylin Monroe. - Nie denerwuję się na męża, bo jego sztuka działa w dwie strony. Rajstop znaleźć nie mogę, ale gdy np. nagle przyjadą do nas niezapowiedziani goście to mogę być pewna, że w pracowni Tomka znajdę dodatkową poduszkę czy koc - śmiała się pani Magda.
No takie rzeczy to naprawdę tylko na Satyrykonie!