Artur Andrus zaprasza na Satyrykon i obiecuje, że... nie będzie rysował:) - wywiad
Artur Andrus, Czesław Mozil i Mariusz Kiljan wystąpią podczas tegorocznego Satyrykonu z koncertem "W miarę męskim". Dlaczego "w miarę", a nie całkiem męskim? I dlaczego Andrus lubi Satyrykon, choć ma... wybitny antytalent do rysowania?
Z ARTUREM ANDRUSEM, jednym z gospodarzy SATYRYKONU 2017, rozmawia Edyta Golisz.
17 czerwca w Legnicy odbędzie się niespotykane dotąd wydarzenie: Andrus, Mozil i Kiljan po raz pierwszy spotkają się na scenie w takim "zestawie", by bawić publiczność koncertem męskim, ale nie całkiem. O co chodzi?
- Choć na scenie wystąpi trzech facetów, to jednak koncert nie będzie tak całkiem męski. Nie będziemy bowiem poruszać wyłącznie tematów kojarzonych z mężczyznami - np. nie zamierzamy mówić tylko o piłce nożnej, choć niewykluczone, że ona się też pojawi. Będziemy także trochę liryczni, co przecież typowym facetom nie przystoi. Będziemy mieć różne oblicza, bo każdy z nas jest inny: Mariusz to świetny aktor teatralny, musicalowy, Czesław to piosenkarz, tworzący własną, oryginalną muzykę. No i ja, Artur Andrus - będę pełnił rolę gospodarza tego wieczoru. Mając na uwadze, że satyrykonowa publiczność widziała już na scenie mnóstwo dobrych występów, czeka nas niełatwe zadanie. Ale zrobimy wszystko, aby - zgodnie z przesłaniem Satyrykonu - wprowadzić Państwa w dobry nastrój.
Pan od lat wprowadza satyrykonową publiczność w dobry humor. Także tym, że nie kryje pan swojej sympatii do tego wydarzenia. Pan rzeczywiście tak lubi Satyrykon?
- Pewnie. Bardzo lubię np. wręczać nagrody artystom z całego świata, bo mam wtedy możliwość porozmawiania z twórcami, którzy mówią w językach zupełnie mi nie znanych, a ja lubię rozmawiać w językach, których nie znam:) A tak na poważnie: podoba mi się w Satyrykonie wiele rzeczy. Choćby to, że dba o pamięć twórców, którzy już odeszli, a za życia robili wszystko, byśmy mieli dobre humory. W Legnicy jest alejka, w której każdego roku odsłaniane są podczas Satyrykonu tablice poświęcone takim artystom, co utrwala pamięć o nich. Uważam to za bezcenne, ponieważ - moim zdaniem - właśnie tak tworzy się kulturę w narodzie. Bo choć o satyrze i kabarecie z pewną nieśmiałością mówi się w kategoriach kultury, to jednak uważam, że to ogromnie ważna jej część. I cieszę się, że Satyrykon o to dba. Lubię też atmosferę Satyrykonu i jego publiczność. Myślę także, że Satyrykon wpływa na rozwój twórczości rysowników, i to na całym świecie, bo to przecież konkurs o zasięgu światowym.
Skąd taki wniosek?
- Bo sam po sobie widzę - choć nie jestem rysownikiem - jak bardzo motywacja potrzebna jest autorowi do działania. Przecież gdybym nie miał świadomości, że muszę napisać piosenkę, bo czeka na to publiczność, to w życiu bym tej piosenki nie napisał. Bo w sumie po co miałbym to robić? Sądzę, że tak samo jest z twórcami w każdej innej dziedzinie: to głównie cel mobilizuje ich do tworzenia. Talent i chęci są oczywiście bardzo ważne, ale jeśli przychodzi zwyczajna codzienność i nie ma w niej celu tworzenia, to i motywacja obumiera. W moim przekonaniu Satyrykon, jako prestiżowy konkurs, jest właśnie taki celem, który zachęca tysiące autorów do rysowania, co znacząco wpływa na rozwój tej dziedziny sztuki.
A pan potrafi rysować?
- Domek czy słoneczko to nawet umiem narysować. I chyba nawet mógłbym wziąć udział w jakimś konkursie rysunkowym, gdyby jedynym kryterium oceny była... nieporadność autora. Na Satyrykonie, obiecuję, rysował nie będę. Czasem jestem proszony, aby coś narysować, np. na dobroczynną aukcję. Oczywiście robię to, ale na wszelki wypadek podpisuję to, co narysowałem: że to jest woda, drzewko, płotek, aby nie było żadnych wątpliwości, co moja praca przedstawia, bo z samego "dzieła" to - niestety - nie wynika. A jednak wśród rysowników na Satyrykonie czuję się naprawdę dobrze. I to też świadczy o wyjątkowej atmosferze tego wydarzenia, na które serdecznie wszystkich Państwa do Legnicy zapraszam.