- Choć nie ma Cię z nami już 5 lat, to wciąż jesteś w naszych sercach i myślach. I tak będzie zawsze. Zapewniamy Cię też, że wciąż brylujesz wśród ilustratorów, że nadal jesteś guru młodych adeptów sztuki - mówiła łamiącym się głosem Elżbieta Pietraszko, szefowa Satyrykonu, otwierając w Galerii Satyrykon wyjątkową wystawę - "Ilustracje" Zygmunta Januszewskiego.
Wystawę można oglądać do końca października. Wstęp wolny, zapraszamy!
Wernisaż był pełen wzruszających emocji. Odbył się bowiem w 5. rocznicę śmierci nieodżałowanego prof. Zygmunta Januszewskiego - związanego z Legnicą i Satyrykonem grafika, rysownika, poety, performera, profesora Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Zygmunt Januszewski to m.in. twórca Filipa, będącego symbolem Satyrykonu, twórca tablic upamiętniających ważnych artystów, których "aleja" znajduje się przy ul. NMP w Legnicy, współtwórca satyrykonowego cyklu "Skłonności do Ostrości", promującego młodych twórców oraz człowiek, który zostawił w naszym mieście mnóstwo serca i niepowtarzalnego poczucia humoru. Był artystą znanym i cenionym w świecie.
Niestety - w 2013 r. zabrała Go ciężka choroba. - Tak bardzo chciał żyć, że przestrzeń wokół Niego, mimo strasznej walki z chorobą, wręcz pękała w szwach od kolejnych pomysłów i planów profesora - wspominała podczas wernisażu Elżbieta Pietraszko.
To właśnie szefowa Satyrykonu wybrała prace, które możemy oglądać na legnickiej wystawie. Takie, które pokazują przekrój twórczości tego niezwykłego artysty. I niezwykłego pedagoga. Podczas wernisażu odczytane zostały poruszające wspomnienia o Zygmuncie Januszewskim, napisane przez Jego studentów, wychowanków - dziś już samodzielnych, uznanych twórców, którzy jednak tak wiele zawdzięczają temu, że trafili niegdyś do prowadzonej przez profesora Pracowni Ilustracji na warszawskiej ASP.
Jeśli mogłabym wybierać spośród słów, to jedno, które moim zdaniem najlepiej odda kim był dla mnie Profesor Januszewski, to będzie słowo: CZŁOWIEK. Moja znajomość z Profesorem i późniejsza praca zaczęła się bardzo dynamicznie, od obrazy i stwierdzenia: "że moja noga już nie postanie w tej Pracowni, w życiu!" Dostałam od Profesora srogą korektę, która oburzyła moje drugoroczne artystyczne JA i spowodowała, że stwierdziłam, że "nie odpuszczę i będzie ze mnie ilustrator". Tak więc wróciłam i zostałam już do samego końca... M.in. dlatego, że CZŁOWIEK ten roztaczał w Pracowni Ilustracji jakąś niezrozumiałą dla mnie magię. Był połączeniem totalnego luzu, abstrakcyjnego poczucia humoru i ogromnej inteligencji. Nie było łatwo! Co to to nie!
Podejrzewam, że wielu studentów nie miało z nim lekko, uważając za "jak zwykle mądrującego się Profa". Ale dla mnie ten kontakt był tak naturalny i dobry, że bardzo szybko stałam się Pracownianą Kujonką i przychodziłam do Pracowni choćby po to, aby się napić herbaty i porozmawiać. A rozmawiać można było o wszystkim! (...). Wiele się nauczyłam przez ten czas i z tej nauki korzystam do dziś. A w pamięci zawsze będę miała Profesora w tej białej, rybackiej kamizelce z kieszeniami, w których zawsze były upchane jakieś karteczki i pisaki (...) Profesora "poprawiającego peruczkę" - co zawsze oznaczało wielkie wyjście. Tak więc wyszedł, poprawić tą peruczkę, ale w mojej głowie pozostał ten najlepszy, najukochańszy Profesor. CZŁOWIEK!
Agata Dudek (zajmuje się ilustracją książkową i prasową, grafiką, rysunkiem, fotografią i wystawiennictwem. Laureatka nagród satyrykonowych: nagroda Lidii Geringer de Odenberg (Parlament Europejski) za pracę "Kot w butach" (2007) / nagroda Muzeum Karykatury za zestaw prac (2008) / nagroda Grand Prix Satyrykonu za zestaw "Jaka jestem?" w temacie KOBIETA (2009). Brała udział w pracach Jury Satyrykonu (2014), autorka plakatu Satyrykonu (2016))
Profesora poznałam, kiedy zostałam mu "przydzielona" po wakacjach w 2006 r., jako jego asystentka. Nie znaliśmy się wcześniej. On się pewnie przeraził, że dostał ignorantkę, ja, że będę pracować z tym niespokojnym facetem z wąsem, co ma ciętą ripostę. Różniliśmy się wszystkim: temperamentem, podejściem do projektowania, stylem pracy. Połączyło nas poczucie humoru. Profesor bez przerwy mnie rozśmieszał. Syndrom niespokojnych brwi i wywracania białkami były stałymi elementami korekt. Inteligencja, cięty abstrakcyjny dowcip i prawdziwa chęć wysłuchania studenta przyciągały ludzi jak magnes. Wszyscy chcieli u nas być. Ciągle "nakręcony" profesor potrafił zapalić innych do pracy. Gdy ktoś miał problem natury finansowej, jak dobry ojciec wyciągał z kieszeni "pieniondz" i rozwiązywał sprawę. Gdy był to problem innego typu, używał adekwatnych środków. Był bardzo opiekuńczy wobec "swoich dzieci". Nie liczył czasu spędzanego na rozmowach ze studentami. Traktował ich po partnersku. Prawdziwy demokrata. Prawie nie wychodził z uczelni. Miał dziesiątki pomysłów na minutę, żył na wysokich obrotach, ciągle gdzieś się spieszył, coś ustalał, coś załatwiał, rozkręcał "pocztówkowe biznesy", łapiąc zabłąkanych, pytających o drogę do saloniku Szopena japońskich turystów, sprzedając im przy okazji książki, pocztówki i trochę kultury. Człowiek orkiestra. Rozbujał podupadłą Pracownię Ilustracji na warszawskiej ASP tak bardzo, że po kilku latach na zajęciach kłębiły się tłumy (...). Odszedł w najmniej spodziewanym momencie, kiedy pracownia była w pełni rozkwitu, mieliśmy plany na kolejne projekty, wystawy. Pracował do końca, nie skarżąc się, nie tracąc tempa. Nawet nie wiedziałam, że jest tak bardzo chory. Dla mnie na zawsze pozostanie przede wszystkim Człowiekiem wielkiego formatu.
Monika Hanulak (zajmuje się ilustracją książkową, projektowaniem nietypowych książek, w tym książek autorskich. Brała udział w pracach Jury Satyrykonu (2014), autorka plakatu Satyrykonu (2018))
Kim bylibyśmy, my, studenci Pracowni Ilustracji warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych gdyby nie Zygmunt Januszewski? Kim byłbym ja, Stanisław Gajewski, gdyby nie Pracownia Ilustracji - jak się mówiło "Pracownia Zygmunta". Pracownia, której już nie ma i której już nie będzie, bo odeszła razem z Januszewskim... Pracownia, po której została już właściwie tylko nazwa. Jaka była ta Pracownia Zygmunta? Co było w niej niezwykłego? Co sprawiało, że zawsze była pełna życia (i studentów). Pracownia prowadzona przez nauczyciela, który właściwie nie był nauczycielem; przez nauczyciela, który właściwie nie uczył (bo, czy - jak mówił - wrażliwości można nauczyć?). Raczej przyjaciela, który stworzył w niewielkim pomieszczeniu w Akademii swoisty, własny świat. Świat, do którego wchodziło się przez niewykorzystaną pracownię, jak przez jakąś szafę, z której dopiero było wejście do naszej Pracowni Ilustracji.
Po kilku latach wchodzenia przez tę pracownię-szafę zrozumiałem, dlaczego Zygmunt Januszewski nie powiększył Pracowni Ilustracji o niezagospodarowaną przestrzeń. Ta pusta pracownia była Mu potrzebna do czegoś innego. Była jak owe lustro-brama u C.S. Lewisa, przez które przechodziło się do innego wymiaru. Myślę, że jeżeli chciał nas czegoś nauczyć - to tylko tego co w sztuce najważniejsze: bycia sobą.
Stanisław Gajewski (zajmuje się ilustracją prasową, grafiką, rysunkiem satyrycznym, tworzy plakaty. Laureat nagród satyrykonowych: I nagroda, złoty medal za pracę "Zachęta" (2011) / nagroda Stowarzyszenia SPAK z prace "Titanic" (2012) / I nagroda, złoty medal za pracę "Młody Chopin gra na fortepianie..." (2017))
Wstęp na wystawę jest wolny. Można ją oglądać do 27 października. Zapraszamy!
Za zdjęcia dziękujemy Wojciechowi Obremskiemu z portalu lca.pl
|