Cezary Bukowski sam o sobie mówi, że jest outsiderem, wolnym strzelcem i dyletantem.
To także miłośnik jazzu (żeby tylko) i współzałożyciel klubu jazzowego Blue Monk w Legnicy.
Autor "Kobiety z bluesem", melodramu opartego na piosenkach i biografii Billie Holiday.
Więcej grzechów Cezary Bukowski nie pamięta. Napisał za to bardzo ciekawy artykuł o Bobby McFerrinie, do którego lektury serdecznie Państwa zapraszamy. Dziś część pierwsza.
Duet z akrobatką wykonującą ewolucje na trapezie? Proszę bardzo! Orkiestra z Chmielnej? No problem! Wydaje się, że nie istnieje sytuacja, która nie byłaby dla niego muzycznie inspirująca. To może niektórych niepokoić... Zastanówmy się przez chwilę, Bobby McFerrin – artysta poważny, czy niepoważny? Jak potraktować kogoś, kto na scenę wychodzi w podkoszulku wyrzuconym na wierzch spodni, boso albo w sandałach, uzbrojony jedynie w mikrofon? Co sądzić o muzyku, który zamiast zaśpiewać „po bożemu”, wydobywa z siebie dziwne dźwięki, a na dobitkę bezustannie stroi sobie żarty? A repertuar? Stylistyczny misz masz, quodlibet, groch z kapustą.
HUMOR
Punkt wyjścia jest u McFerrina identyczny jak u awangardy: wszystko jest muzyką. Środki i cel zupełnie inne. Bawić? Sprawiać przyjemność? Zadania niegodne (nie)śmiertelnie poważnej sztuki. Czyżby? Banchieri, Biber, Haydn, Mozart, Rossini, Satie... Istnienie takich kompozytorów przeczy tezie o wyższości powagi nad humorem. Jazz również ma swoją tradycję komiczną (Armstrong, Fats Waller, Cab Colloway, Dizzy Gillespie, Clark Terry). Niektórym humor nawet trochę zaszkodził, ale tylko wtedy, kiedy ograniczał się do czystej błazenady. McFerrin nie boi się śmiechu. Nie zawsze to, co go wywołuje jest niepoważne. Granica pomiędzy zamiarem rozśmieszenia a eksperymentowaniem bywa u niego trudno uchwytna. Nowator stale balansuje pomiędzy powagą a śmiesznością. McFerrin robi to po mistrzowsku. Śmiech traktuje jak linkę ubezpieczającą przed upadkiem: w jednej chwili ekwilibrysta zamienia się w klauna. Nie byłby sobą, gdyby nie pociągała go parodia. Jego metamorfozy są spektakularne: od śpiewaka w stylu country & western do niemieckiego luteranina z XVIII wieku, od Johnny'ego Hartmanna, do tenora w partii torreadora z „Carmen”. Muzyczny Zelig? Nie! Zadziwiające w tym wszystkim jest właśnie to, że w cudzej skórze zawsze pozostaje sobą!
Ciąg dalszy nastąpi...
|