logo BIP logo Satyrykonu link do strony
link do strony Legnickiej Akademii Filmowej Logo Legnicy Cantat
O Nas     Kalendarium     Działalność     Zajęcia     Przetwarzanie danych osobowych
baner

Sławek Wierzcholski: Bluesman na pełen etat (WYWIAD)


Sławek Wierzcholski - najbardziej znany polski wirtuoz harmonijki ustnej - i dowodzona przez niego Nocna Zmiana Bluesa od czterech dekad zarażają swoją muzyczną pasją, łącząc bluesowy kanon z bogatymi muzycznymi wpływami zaczerpniętymi z przeróżnych gatunków. Już 25 marca grupa wystąpi w Sali Maneżowej w ramach tegorocznej odsłony Legnica Blues Day. Na tydzień przed koncertem porozmawialiśmy z liderem Nocnej Zmiany Bluesa. Z pochodzenia torunianin, z wykształcenia prawnik, z powołania bluesman - przed Państwem Sławek Wierzcholski! Wywiad przeprowadził Michał Przechera (Legnickie Centrum Kultury).

Fisz powiedział kiedyś, że w pewnym wieku człowiek nie musi już ganiać, ponieważ ma świadomość tego, co zrobił. Czy po czterdziestu latach na scenie nadal stawia sobie pan nowe muzyczne cele?


Nigdy nie stawiałem sobie dalekosiężnych czy strategicznych celów, po osiągnięciu których mógłbym odpocząć. Największą radością dla mnie jest granie koncertów i pisanie nowych piosenek - tworzenie zawsze było dla mnie ważne, a z upływem lat poświęcam się temu coraz bardziej. To dla mnie cel sam w sobie.

Niedawno rozmawiałem z Grzegorzem Kupczykiem, który w ubiegłym roku także obchodził 40-lecie działalności artystycznej. Jak wytrzymać tak długo w niełatwych realiach polskiego biznesu muzycznego i nie zwariować?

Dziś nie jest łatwo, choć jeszcze trudniej było w czasach komuny. Nawet codzienne życie i funkcjonowanie poza domem sprawiało wtedy znacznie więcej kłopotów - po godzinie 18 wszystko było zamknięte, a młody człowiek ma zawsze większy apetyt. Spało się w kiepskich hotelach, bo dobrych zwyczajnie... nie było. Nawet znacznie bardziej znani koledzy - jak na przykład zespół Dżem - mierzyli się z tymi prozaicznymi problemami. Gwiazdy kwaterowano w schroniskach, o czym napisałem utwór "Hotelowy Blues", który zresztą zaśpiewał sam Rysiek Riedel. To była ciężka przeprawa, a dzisiejsze problemy zdrowotne wielu moich kolegów to efekt kumulacji: podróżowaliśmy kiepskimi autami - spaliśmy powykręcani na pace razem z całym sprzętem - byle co jedliśmy i byle gdzie spaliśmy. Nie było łatwo, ale pasja do muzyki zawsze zwyciężała.



Cofnijmy się do jeszcze dalszej przeszłości. Podjęty przez pana wybór edukacyjnej - prawniczej - drogi zazwyczaj niezbyt kojarzy się ze scenicznymi popisami.

W liceum nie za bardzo wiedziałem, co chciałbym robić. Mówiło się, że wydział prawa daje szerokie możliwości. Dodatkowo zmotywowany przez ojca skończyłem te studia, ale bez entuzjazmu. Nudziło mnie to. Po studiach mogłem szukać jakiejś prestiżowej i dobrze płatnej roboty, ale poszedłem drogą serca. Dziś, po tylu latach, jestem wdzięczny losowi i przede wszystkim publiczności, która chce mojej muzyki i wciąż przychodzi na koncerty. Uważam się za szczęściarza, że przez całe życie mogłem utrzymywać się z pasji. Jestem bardzo dumny, że przetrwaliśmy prawdziwe cztery dekady - w międzyczasie nie było żadnego zawieszenia działalności ani reaktywacji. Nasza najdłuższa przerwa, nie licząc pandemii, trwała pięć tygodni - trafiłem wtedy do szpitala z zapaleniem otrzewnej i prawie umarłem. Gramy regularnie, bo to kochamy i - co najważniejsze - są tacy, którzy chcą nas słuchać.

Mieliście okazję skosztować choć trochę rockowego życia w PRL-owskiej rzeczywistości?

Prowadziliśmy się dość porządnie i bez szaleństw rock′n′rollowego etosu, choć nie byliśmy abstynentami. (śmiech) Zdrowy rozsądek zwyciężał w starciu z pokusami i przyjemnościami nocnego życia. Żeby utrzymać wysoki poziom gry na harmonijce, trzeba na niej ćwiczyć jak na każdym innym instrumencie. Nie mogłem pozwolić sobie na zarywanie nocek, bo rano wstawałem doskonalić swój warsztat. To wszystko złożyło się na możliwość przetrwania naszego zespołu - i to przez czterdzieści lat!

Doświadczony artysta - zwłaszcza ten poruszający się poza mainstreamem - powinien sarkać na odsłony, sprzedaż płyt i zasięgi, czy jednak zagryźć zęby i dalej "walczyć"? Jak dziś przebić się do mediów, niechętnych do prezentowania nieco bardziej ambitniejszej rozrywki?

Z samej miłości do grania nie da się wyżyć... (śmiech) Może to mało efektowne, ale muzyk gra nie tylko z pasji - to świadomy wybór drogi zawodowej. Wiele osób chciałoby widzieć ludzi na scenie jako natchnionych artystów, którzy jedzą tylko wtedy, gdy ktoś ich poczęstuje. Rozczaruję ich. Prowadzimy normalne życie - ja mam żonę, dwoje dzieci i wnuka, i mój dzień powszedni nie różni się zbytnio od codzienności przedstawicieli innych zawodów. Nie zostałem muzykiem, żeby zarabiać kasę. Chciałem poświęcić maksimum czasu na sprawy muzyczne, nie traktując grania jak hobby po godzinach i mogąc się w to zaangażować bez reszty, czyli bez możliwości zarobkowania w inny sposób. Reasumując - chciałbym, żeby słuchało nas więcej osób i częściej pokazywano twórczość Nocnej Zmiany Bluesa w mediach, ale na moich warunkach - grając muzykę, którą uważam za ciekawą.

A co pan uważał i uważa za ciekawe? (śmiech)

Wydałem 28 płyt i każda z nich odzwierciedlała, co mi akurat grało w duszy. Były romanse z folkiem, rockiem, nagrałem nagrodzony złotą płytą jazzujący album z Wojciechem Karolakiem i soulowy krążek z Krystyną Prońko. Zawsze kierowałem się swoimi pasjami i pomysłami, nawet jeśli po latach pewne rzeczy uważam za niezbyt trafione. Płyta z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej to świetna sprawa, ale - powiedzmy sobie - część materiału zawartego na tym albumie była przekombinowana. Blues zawsze był muzyką mniejszości i raczej nie wyznaczał mody.

Pewnie nie wszyscy wiedzą, że blues odkrywał pan nie tylko na płaszczyźnie wykonawczej.

Moim ukochanym gatunkiem zajmowałem się też od strony, nazwijmy to, teoretycznej i promocyjnej. Przez trzydzieści lat byłem współpracownikiem Polskiego Radia. Przez dwanaście lat w Trójce zrobiłem ponad 1500 autorskich audycji, przez czternaście pracowałem w Radiu Dla Ciebie, a ostatnich sześć spędziłem w Programie Drugim. Ostatnio, ze względu na mnóstwo zajęć, zrobiłem sobie przerwę od radia, ale może jeszcze wrócę na antenę. Miałem też to szczęście, że powstało tak wiele publikacji na temat bluesa i mogłem o nich opowiadać. Mam kolegów pasjonatów, którzy wiedzą bardzo dużo i mają ogromne płytoteki, ale poświęcają bluesowi tylko czas wolny ze względu na zawodowe obowiązki. Ja zajmuję się tym na pełen etat!

Jest pan nieodłącznie kojarzony z harmonijką, jednak nie wszyscy wiedzą o pana miłości do gitary. Często sięga pan po "wiosło"?

Codziennie! Gitar mam sporo, nawet za dużo jak na moje umiejętności. (śmiech) Czasami komponuję na gibsonie, czasami na fenderze, innym razem na dobro. Mam z tego ogromną satysfakcję. Przede wszystkim jestem miłośnikiem techniki slide. W Nocnej Zmianie Bluesa gra zresztą chyba najlepszy polski gitarzysta specjalizujący się w tej technice - Mirek Jąkalski. Jestem fanem takich gości jak Sonny Landreth czy Bob Brozman, z bardziej znanych nazwisk wyróżnić muszę Chrisa Reę czy Johnny′ego Wintera. Mógłbym długo wymieniać...

Koncertowaliście w wielu oryginalnych miejscach. A jak wspominacie jubileuszowy koncert na Przystanku Woodstock, który niedawno w całości trafił do sieci?



Na Przystanku Woodstock graliśmy kilkukrotnie, natomiast nasz występ na trzydziestolecie był wyjątkowy, ponieważ towarzyszył nam wówczas big band; zagraliśmy zresztą sporo tych okazjonalnych koncertów. A w Kostrzynie szaleństwo było nieprawdopodobne! Niech świadczy o tym fakt, że nawet największe gwiazdy, które grały na Woodstocku, nie miały okazji występować na większych scenach.

A propos koncertowania... W Legnicy wystąpiliście już kilka razy, między innymi w ramach Święta Legnicy czy Witelon Music Night. Zapamiętał pan coś z naszego miasta?

To dla nas szczególne miasto przede wszystkim dlatego, że Andrzej Woźny - nasz menadżer, z którym pracujemy od piętnastu lat - pochodzi właśnie z Legnicy. Podczas wizyt w waszym mieście mieliśmy okazję pospacerować i poznać miejsca bliskie Andrzejowi. Tak więc Legnica jest nam bliższa niż wiele innych miast odwiedzanych na trasie.

Słyszałem, że podczas nadchodzącego legnickiego koncertu szykuje się niespodzianka - na scenie wystąpi z wami Tadek Olchowski, autor niezwykle ciekawej płyty wydanej pod koniec ubiegłego roku nakładem projektu Czerwone Miasto.

Przed kilkoma laty poznaliśmy się z Tadkiem w garderobie podczas koncertu finałowego laureatów konkursu "Piosenka na 100"; też zgłosiłem tam swój utwór, który śpiewała aktorka Joanna Litwin-Sarzyńska. Od razu przypadliśmy sobie do gustu i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych i to był nasz pierwszy punkt zaczepienia. Potem Tadek wydał płytę, która bardzo mi się spodobało, choć jest niezwykle odległa od moich klimatów. To artysta wszechstronny - komponuje, pisze mądre i poruszające teksty, śpiewa i gra na różnych instrumentach. Choć tworzę teksty znacznie dłużej niż on, imponuje mi jego dojrzałość. Nie znam wielu tak autoironicznych i pełnych dystansu twórców. Cieszę się, że 25 marca wystąpimy razem w Legnicy. Zaprosiłem go, bo Tadek na pewno wniesie coś ciekawego.

Jakiego repertuaru można zatem spodziewać się podczas koncertu? Odkurzycie starsze utwory, czy bardziej skupicie się na kawałkach z wydanej rok temu "Amazonii"?

Nie sposób nie grać utworów znanych. Jak już wcześniej nadmieniłem, wydaliśmy 28 płyt i gdybyśmy chcieli zaprezentować z każdej choć jeden utwór, koncert byłby zbyt długi. Staramy się wybrać najbardziej wartościowe kompozycje. Zagramy oczywiście też kilka numerów z "Amazonii" - najnowszego, wydanego w ubiegłym roku krążka, który już zdążył zgarnąć kilka nagród - między innymi został wybrany płytą roku w ankiecie fachowego kwartalnika Twój Blues. Jeden z nowych utworów wykona z nami właśnie Tadek Olchowski. Chętnie bym zagrał dwa sety, bo wtedy można pokazać więcej materiału, którego przez czterdzieści lat uzbierało się całkiem sporo. Staram się śpiewać o sprawach istotnych, na koncertach opowiadam także historie wszystkich utworów. Jeśli publiczność słucha z uwagą i skupieniem poważnych tekstów, a na wesołych lirykach - lubię też pożartować - odbiorcy mają uśmiech na twarzy, odczuwam wielką radość.

Na "Amazonii" pojawił się między innymi duet z nieodżałowanym Sosnowskim... Jak doszło do waszej współpracy?



Bardzo szybko. Usłyszałem jego utwór, spodobał mi się ten niezwykły głos i poczułem, że to wartościowy człowiek. Dostałem na niego namiar, zadzwoniłem - Bartek był bardzo zadowolony z mojej propozycji. Trudno było mu nawet mówić do mnie po imieniu - zwracał się do mnie "mistrzu", co mnie z kolei niesamowicie krępowało. (śmiech) Spotkaliśmy się tylko raz, ale dało się poczuć jego optymistyczną energię. Pozornie błahy temat utworu "Cel" jest bardzo głęboki, a wsłuchując się w dźwięki wesołego walczyka usłyszymy ważne słowa o życiu. Zrobiliśmy też teledysk, w którym tytułowym celem jest żużlowe mistrzostwo - w końcu Toruń żużlem stoi. Bartek zasugerował, żeby w klipie swoją partię śpiewał przy goleniu. Przy kolejnych dublach miał już gładką twarz, ale ciągle się mydlił do następnych ujęć. Gdy dowiedziałem się o jego śmierci było mi niesamowicie smutno - do dziś jestem przygnębiony, gdy myślę o niesprawiedliwości losu. Szok, aż niezręcznie mi o tym mówić.

Jakiej muzyki w domowym zaciszu na słuchawkach słucha wieczorami Sławek Wierzcholski?

Kiedyś kupiłem bardzo dobre słuchawki, ale mam komfort mieszkania na poddaszu i mogę słuchać głośno muzyki nie przeszkadzając nikomu. Już od dłuższego czasu obracam się przede wszystkim w kręgu bluesa - to moja pasja, a przy okazji trzydziestu lat przygotowywania audycji w radiu musiałem cały czas być na bieżąco. Nawet jeśli czasami nie miałem nastroju na słuchanie, robiłem to "służbowo". Nie jestem w żaden sposób zmęczony bluesem, ale rozwijam się i czerpię inspiracje z różnych gatunków. Zawsze byłem miłośnikiem jazzu, ostatnio nieco bardziej wchodzę w smooth. Słucham dużo muzyki latynoskiej, odkrywam stary soul lat siedemdziesiątych - żeby wymienić takie postaci jak Lee Ritenour, Z.Z. Hill, Eddie Floyd, Aaron Neville, Percy Sledge, Junior Walker, Aretha Franklin czy Solomon Burke... To nierzadko rzeczy oddalone od stylistycznie od bluesa, ale sprawiają mi mnóstwo radości. Nie kryję, że podczas muzycznych poszukiwań sporo korzystam też ze streamingu.

Na koniec muszę poruszyć nieco żartobliwą kwestię - czy nie był pan przypadkiem jednym z pierwszych wydziaranych polskich muzyków? Dziś to standard, ale w latach dziewięćdziesiątych tatuaże, nawet wśród artystów, były znacznie mniej powszechne.

Pewnie rzeczywiście byłem jednym z pierwszych. Johnny Winter, o którym mówiłem chwilę wcześniej, zrobił sobie tatuaż koło czterdziestki. U mnie było podobnie - żaden błąd młodości, tylko świadoma decyzja dorosłego mężczyzny. Miałem ich coraz więcej - to wciąga - ale około roku 2000 zostałem Honorowym Dawcą Krwi. Dziary są utrudnieniem, ponieważ trzeba odczekać pół roku po każdej wizycie w salonie. Chciałem poważnie podejść do tej kwestii, więc przestałem w ten sposób ozdabiać ciało. Dziś dziary są tak powszechne, że nikogo to nie szokuje. Ale nie żałuję, miałem z tego dużo frajdy.

Legnica Blues Day
Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa

25 marca 2022, godz. 19, Sala Maneżowa Akademii Rycerskiej (wejście od ul. Ojców Zbigniewa i Michała)
Bilety: 55 złotych - do nabycia w Galerii Satyrykon (Rynek 36)



Źródło: LCK   2022-03-24


 

   Dzieje się





logotyp Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
reklama Galerii Piastów
logotyp sieci hoteli Qubus
logo LPWIK
logotyp radio taxi Wicar
LOGO COLEGIUM WITELONA
logotyp KGHM
logotyp MPK Legnica
logo ZAIKS-u
logotyp Footbal Academy
logotyp Strefy Aktywności Gospodarczej w Legnicy, link.


 
                 


© Legnickie Centrum Kultury 2003-2024   tel. 76 723-37-00   e-mail: lck@lck.art.pl, Deklaracja dostępnosci