W sobotę (15.06) Satyrykon był bardzo zapracowany. Gęsto zapisany grafik miał jednak ważny cel: był po to, aby pokazać Państwu jak najwięcej oblicz satyry i sztuki z najwyższej półki.
A że podążaliśmy krok w krok za Satyrykonem, zapraszamy Państwa na wirtualną wycieczkę po sobotnich wydarzeniach.
Najpierw Legnicka Biblioteka Publiczna przesiąknęła czarodziejską atmosferą krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Janusz R. Kowalczyk, krytyk teatralny, a w latach 70. i 80. artysta Piwnicy pod Baranami, prezentował swoją książkę "Wracając do moich Baranów".
Książka jest pełna anegdot, rozmów z twórcami Piwnicy pod Baranami, wspomnień znanych ludzi o Piwnicy, jej artystach i oczywiście o Piotrze Skrzyneckim. Na przykład Kazimierz Kutz powiedział w książce: "Skrzynecki to był dziwny stwór. Tułał się ze świeczką po Piwnicy, rozjaśniał jej blaskiem mroki komunizmu, czegoś w tych straszliwych warunkach szukał". Czego mógł szukać?
- Przypuszczam, że tego samego, co my wszyscy w tamtej rzeczywistości - mówił autor książki. - Gorset, który nas w tamtych czasach krępował był tak ciasny, że cokolwiek mogliśmy zrobić, aby go nieco rozluźnić swoją działalnością satyryczną, uważaliśmy za coś niebywałego. Za coś, o co warto było walczyć z całych sił - mówił Janusz R. Kowalczyk.
Autor ciekawie wspominał tamte czasy. Prezentacji książki towarzyszyło otwarcie wystawy karykatur piwnicznych artystów, które narysowali Jacek Frankowski i Tomasz Broda. Frankowski jest także autorem ilustracji do książki.
- Jako wielbiciel Piwnicy pod Baranami przed laty stworzyłem wiele karykatur Piotra Skrzyneckiego i innych artystów z Piwnicy. Cykl prac, który znalazł się w książce, został dopięty dzięki temu, że Janusz Kowalczyk zaprosił mnie do współpracy, czym jestem naprawdę zaszczycony - powiedział nam Jacek Frankowski.
Podczas prezentacji było rzewnie i zabawnie.
- Będę mówił na stojąco, żeby było mnie... widać. Gdy kiedyś powiedziałem znajomej, że moja prababcia była Włoszką i spytałem, czy mam coś z Włocha, koleżanka bez zastanowienia wypaliła: wzrost! - śmiał się Janusz R. Kowalczyk.
Po doznaniach literackich przyszedł czas na doznania wizualne. I to takie, od których trudno było oderwać wzrok! W Muzeum Miedzi otwarta została wystawa Tadeusza Michała Siary "Listy na lewą rękę". Wystawa nie jest wprawdzie satyryczna, ale naprawdę niesamowita. Artysta jest bowiem twórcą zupełnie nowej formy sztuki. Jego "listy" są rzeczywiście listami, ale bardzo innymi od tych, które znamy. Otóż artysta zawiera w nich emocje i uczucia związane z pobytem w różnych zakątkach świata, ale robi to za pomocą oryginalnych, pięknych grafik, które opatruje też słowem pisanym - jakimś przemyśleniem, informacją o danym miejscu czy fragmentem poezji związanej z tematem listu. To tak ciekawe i ujmujące prace, że nie sposób opisać ich słowami - to po prostu trzeba zobaczyć! Tym bardziej, że Tadeusz Michał Siara jest leworęczny, więc swoje niezwykłe listy tworzy właśnie lewą ręką.
A co powiedział nam sam autor?
- Na pomysł tworzenia takich listów wpadłem ponad 30 lat temu. Byłem wtedy na stypendium w Holandii i chciałem w jakiś ciekawy sposób opowiedzieć o swoich przeżyciach z Amsterdamu. Tak powstał pierwszy list. Po powrocie do domu zrobiłem następny. A potem, podczas podróży po kraju i świecie, właśnie w ten sposób opisywałem rodzinie czy przyjaciołom moje emocje związane z danym miejscem. Jak tworzę listy? To rodzaj druku, który ma sześćsetletnią tradycję. Na metalowej, cynkowej lub miedzianej płycie, pokrytej warstwą specjalnego wosku, wydrapuję igłą rysunek, trawię to w kwasie, potem zmywam werniks i w płycie pozostaje rowek, który w specjalny sposób wypełniam farbą i pod naciskiem tłoku odbijam na papierze.
Zapraszamy Państwa do Muzeum Miedzi na tę niezwykłą wystawę! Tym bardziej, że wśród wielu dzieł tego świetnego artysty są też dwa listy przedstawiające Legnicę. Twórcę zainspirowało do ich stworzenia to, co zobaczył podczas wcześniejszych pobytów na Satyrykonie. A jeden z listów jest związany z Kościołami Pokoju w Jaworze i Świdnicy, które zafascynowały swoim pięknem Tadeusza Michała Siarę.
Kolejnym wydarzeniem była wystawa "Skłonności do ostrości", która została otwarta w Hallu Starego Ratusza. Ten cykl, podczas którego studenci polskich Akademii Sztuk Pięknych prezentują swoje prace, to wielka duma i chluba Satyrykonu! Bo Satyrykon, choć światowy, wcale nie jest próżny. I w 2011 r. postanowił wyjść naprzeciw młodym twórcom, którzy w dzisiejszej rzeczywistości nie mają zbyt wielu możliwości, aby pokazać swoje dzieła szerszej publiczności. A nie ma przecież w Polsce miejsca bardziej pełnego znawców satyry niż Satyrykon. Dlatego ta inicjatywa wywołała niemałą rewolucję wśród wykładowców i studentów uczelni artystycznych. Rozpoczęli szlachetną rywalizację i to całkiem na poważnie. Do tego stopnia, że np. na tegoroczne "Skłonności do ostrości", specjalnie z Katowic, przyjechali przedstawiciele tamtejszej ASP, aby zobaczyć jak to wszystko wygląda i godnie przygotować się do wyzwania, gdy przyjdzie ich kolej.
A wernisaż wrocławskich studentów ujął za serca wszystkich.
- Wpadli na genialny pomysł! W pracach opowiedzieli po prostu o sobie. O tym, jak wstają rano, a nie wszyscy to lubią, jak jadą na uczelnię, opowiedzieli o swoich relacjach z wykładowcami, życiu na studiach, ale też o życiu prywatnym. Co lubią robić w wolnym czasie, czego nie lubią, co ich interesuje, co denerwuje - mówi Elżbieta Pietraszko, szefowa Satyrykonu, współtwórczyni niezwykłego cyklu.
Studenci z Wrocławia przygotowywali wystawę pod okiem Tomasza Brody.
- Cykl "Skłonności do ostrości" jest jak rzucona uczelniom artystycznym rękawica. Widziałem reakcje moich studentów, gdy przygotowywaliśmy się do wystawy na Satyrykonie. Zapalili się do tego! Chcieliśmy zrobić coś, co podkreśliłoby naszą uczelnię i nas samych. Stąd pomysł, aby studenci opowiedzieli rysunkami o akademii i o sobie. Tak po prostu, życiowo. Założyliśmy, że powstanie zbiorowy autoportret młodych ludzi, którzy dziś studiują na ASP we Wrocławiu, ale gdy za 20, 30 lat sięgną po katalog wystawy, będą mogli przypomnieć sobie, jacy byli przed laty. Katalog też jest niestandardowy. Nie ma w nim opisów osiągnięć, życiorysów. To byłoby nudne. Są za to życiowe teksty o tych, którzy stworzyli wystawę. Zależało nam na tym, aby po katalog chcieli sięgać zwyczajni ludzie i mogli w nim odnaleźć swoje codzienne problemy, emocje - powiedział nam Tomasz Broda.
Prace są naprawdę świetne! Zapraszamy na tę wystawę. Koniecznie trzeba dodać, że jednym z najważniejszych pomysłodawców "Skłonności do ostrości" jest związany od lat z Satyrykonem prof. Zygmunt Januszewski z warszawskiej ASP. Profesor walczy obecnie z bardzo poważną chorobą nowotworową.
- Wierzymy, że wróci do zdrowia i już za rok będzie z nami na Satyrykonie - powiedziała Elżbieta Pietraszko, otwierając sobotnią wystawę. A publiczność oddała sympatię profesorowi głośnymi brawami.
Ostatnim wydarzeniem Satyrykonu 2013 był koncert Artura Andrusa. Zainteresowanie występem było tak wielkie, że Legnickie Centrum Kultury musiało uruchomić dodatkową pulę biletów i przenieść koncert z dziedzińca Zamku Piastowskiego, na większy dziedziniec Akademii Rycerskiej. Było warto! Niemal tysiąc osób bawiło się do łez. A Artur Andrus, wielbiciel Satyrykonu, specjalnie dla Legnicy wyjechał z festiwalu w Opolu.
Ze snującym się po głowie "Spałem w Pile, piłem w Spale" pozostaje nam teraz czekać do kolejnego Satyrykonu. Ten - niestety - dopiero za rok...